Lyinell della Robbia
czysta krew z leciutką skazą • Ilvermorny, dom Gromoptaka
12 cali, sztywna, wianowłostka, pióro świergotnika
Nie zliczysz na palcach jednej ręki, ile właściwie razy odsyłałeś poganiaczy wojennych z kwitkiem, wykazując się postępującym zobojętnieniem przy wysłuchiwaniu raz po raz tego samego. Jedyną różnicą były usta i ich faktura wypowiadająca słowa. Czasem robiłeś w głowie założenia, która kwestia zostanie tym razem wykorzystana w rozmowie. W muzyce nie ma miejsca na politykę, powtarzałeś tylko monotonnym głosem z możliwym do dosłyszenia znudzeniem. Stanie się tubą propagandową, to oddanie swojego głosu za bezcen i zaprzedanie siebie, a przecież wierny możesz być tylko sobie. Na końcu języka zawsze miałeś: nas to w ogóle nie dotyczy, to wasz konflikt. Jak przyszłość pokaże i twój amerykocentryzm, wcale się nie pomylisz i intuicja cię nie zawiedzie. Jednak z perspektywy tu i teraz, to wszystko nie dotyczy ciebie, kariery muzycznej, sukcesów osobistych, twojego życia i jego komfortu. Ot, gra niewarta świeczki, jakbyś to lekceważąco określił. Wygoda na koniec dnia okazuje się zbyt drogocenną walutą, by wyrzucić ją w błoto dla szczytnych celów, a ty nie jesteś i nigdy nie będziesz społecznikiem, działającym wyłącznie dla dobra lub przeciw innych. Bycie w centrum uwagi podczas koncertowania to to, co ma dla ciebie unikalny smak. Jeśli jacyś czarodziejscy fani listownie proszą, aby im pomóc z ucieczką ze Starego Kontynentu, potrafisz ich z kimś połączyć, by ułatwić im start w nowym miejscu. Na tym jednak wasze drogi się rozchodzą, reszta walki o samych siebie należy do nich.
Romansów nie szukamy, ale przyjaciółmi i wrogami na odległość nie wzgardzimy.
✉ cold.air.at.night@gmail.com
[Jako, że zasłoniłam Twoją KP, to wpadam się przywitać.
OdpowiedzUsuńLyinell mnie ujął tym jak jest wspaniale amerykański i amerykocentryczny - uwielbiam ten pomysł, podobnie jak to, że jest gwiazdką rocka. Jeśli masz chęć to z przyjemnością porwę Cię na wątek, bo może być ciekawie.
Tymczasem życzę dużo dobrej zabawy i samych super wątków!]
Morgan Yaxley
[Cześć! Kiedy tylko zobaczyłam Sama Reida w rezerwacjach, zastanawiałam się, jakiej postaci użyczy twarzy, bo w IWTV jest prześwietny, i ani trochę się nie zawiodłam! Fajnie zobaczyć na blogu postać tak zdystansowaną od całej tej wojny, która w żaden sposób nie zamierza rezygnować ze swojej neutralności. No i gwiazda rocka! Chętnie wybrałabym się na jego koncert i zobaczyła, co ich zespół tworzy. :D
OdpowiedzUsuńJeśli msz ochotę, zapraszam na wątek do Regulusa. Teoretycznie chłopak mieszka w Londynie, ale miałam pomysł wysłać go gdzieś w świat chociaż na parę miesięcy tuż po wojnie, więc może akurat trafił do USA? Dawaj znać, jeśli chęci są, to na pewno coś wykombinujemy. ;)
Miłej zabawy!]
Regulus A. Black
Neony i elektryczne światła mugolskich miast były jak drogowskaz pokazujący kierunek, gdzie działy się rzeczy godne uwagi. W miejscu tak przytłaczającym swoimi rozmiarami jak Los Angeles, Premowi wydawało się, że nie ma takiego zaułka, w którym można było się nudzić. Całkiem możliwe, że było to zakazane dekretem o dobrej zabawie nakazującym wyłącznie imprezy w miejscu tak promienistym, aż rażącym w oczy każdego zbłąkanego czarodzieja, nie potrafiącego odnaleźć się w tej ferii kolorów i hałasu maszyn pędzących przez ulice. Zatłoczone deptaki nie były czymś nieznanym magicznym mieszkańcom, ale doświadczenie ich w takim wymiarze podczas wędrówki przez samo centrum LA było czymś na tyle osłupiającym, że za pierwszym razem brytyjski czarodziej po zaledwie kilku minutach był zmęczony tak, jak po całonocnym balu.
OdpowiedzUsuńOkruch musiał zostać w domu, chociaż zwierzątko było wyjątkowo niezadowolone z tego faktu i zdecydowało się ofukać Prema z tak silnym oburzeniem, jakie tylko mogło z siebie wykrzesać. Ten jednak wiedział, że kuna o spojrzeniu bardziej inteligentnym niż można by podejrzewać taką istotkę, uczepiona rękawa jego kurtki przyciągnęłaby zbyt wiele spojrzeń niemagów. Poza tym obawiał się, że ta mogła zwyczajnie rozpocząć zabawę w chowanego w najmniej odpowiednim ku temu momencie, co miało dużą szansę skończyć się źle. Stąd tego wieczoru mieli szansę być tylko we dwójkę: on i Lyinell. A to nie zdarzało się często, zwłaszcza gdy blondyn otoczony był wianuszkiem swoich fanów w miejscach publicznych przeznaczonych magom, ale nawet teraz był przygotowany na usłyszenie pisku jakiejś młodej czarownicy, gdy dostrzeże ulubionego wokalistę z odległości.
— Takie nowiny trzeba odpowiednio uczcić — rzucił rok temu z samego rana Lyinellowi z uśmiechem i wskazał na pierwszą stronę Posłańca Codziennego. Informacja dotycząca rzekomej śmierci Lorda Voldemorta nie zajmowała nawet połowy strony, ściśnięta w rubryczkę po boku wraz z zapowiedzią większej ilości informacji na stronie szóstej, ale nie umknęła jego uwadze na samym początku jego codziennej sesji przeglądania prasy. Dla Amerykanina nie musiał być to powód do świętowania, ale Prem odczuł coś porównywalnego do zsunięcia się ciężkiego głazu z jego klatki piersiowej. Tak jakby dopiero teraz, po tylu tygodniach mógł odetchnąć pełną piersią. W tym samym czasie doszło do niego, że mogli wrócić. Ani Haldara, ani jego babki nic nie powstrzymywało przed zwróceniem się na nowo w strony najlepiej im znane.
Bardzo szybko zdał sobie sprawę, że nie chce tego.
— Masz na coś ochotę, Nell? — spytał go, wsuwając dłonie w kieszenie spodni z wysokim stanem jeszcze mocniej podkreślających wysoki wzrost brytyjskiego czarodzieja, sprawiając, że wyglądał niczym tyczka. W miarę efektywne wtopienie się w mugoli wymagało drobnej zmiany garderoby, aby nie wyróżniać się zbyt mocno. Karkołomne zadanie, ale zazwyczaj udawało mu się nie wzbudzać mocnych podejrzeń. — Byliśmy ostatnio w tym jednym miejscu, w salonie gier? Wiesz, tam gdzie były te śmieszne maszyny z kuleczką w środku — nachylił się do Lyinella, gdy próbował mu wytłumaczyć, co miał na myśli, pokazując palcem jak szybko odbijała się metalowa kuleczka od ścianek maszyny. Tamtego razu wydał tyle na żetony, nie mogąc przeżyć tego, że tak szybko przegrywał, gdy kuleczka uciekała przez złe odbicia. Skończyło się na tym, że został brutalnie odciągnięty, mimo że dopiero się rozkręcał. — Może tam wrócimy dzisiaj, hm?
Armand, to znaczy Prem