ROOKWOOD
Rookwood... był szpiegiem... przekazał Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać mnóstwo pożytecznych informacji pochodzących z samego ministerstwa! [...] Sądzę, że zorganizował siatkę czarodziejów w samym ministerstwie i poza nim, żeby zbierać informacje.
Starsi bracia przestali go lubić, kiedy nauczył się mówić i zaczął na nich donosić. Nie był gadułą, zbierał jedynie informacje, a potem je wykorzystywał. Zawsze wiedział wszystko i o wszystkich, będąc jednocześnie świadomym, kiedy należało zamknąć mordę i przestać kłapać.
Był bratem, synem, przyjacielem, doskonałym rozmówcą, świetnym uczniem i wiernym kundlem, który, gdy kopnięty, zawsze wracał, bo potrzebował wyobrażać sobie, że przy kimś naprawdę miał swoje miejsce.
Nie lubił dokonywać wyborów, jednak, pozbawiony innego wyjścia, poszedł w stronę, którą należało wybrać. Nie do końca wiedział, z czym to się je, najpierw został więc pierwszorzędnym donosicielem, a dopiero później mordercą rzygającym na widok krwi. Sądził, że nie ma języka, którym mógłby opisać to, co wtedy zobaczył, nakręcał się więc własnym milczeniem tak, jak nakręca się maniak, którego szaleństwu nikt nie chce przytaknąć.
W tym szaleństwie musi być jednak metoda, skoro ściszony do szeptu głos Rookwooda wciąż odbija się od ścian Departamentu Tajemnic.
Był bratem, synem, przyjacielem, doskonałym rozmówcą, świetnym uczniem i wiernym kundlem, który, gdy kopnięty, zawsze wracał, bo potrzebował wyobrażać sobie, że przy kimś naprawdę miał swoje miejsce.
Nie lubił dokonywać wyborów, jednak, pozbawiony innego wyjścia, poszedł w stronę, którą należało wybrać. Nie do końca wiedział, z czym to się je, najpierw został więc pierwszorzędnym donosicielem, a dopiero później mordercą rzygającym na widok krwi. Sądził, że nie ma języka, którym mógłby opisać to, co wtedy zobaczył, nakręcał się więc własnym milczeniem tak, jak nakręca się maniak, którego szaleństwu nikt nie chce przytaknąć.
W tym szaleństwie musi być jednak metoda, skoro ściszony do szeptu głos Rookwooda wciąż odbija się od ścian Departamentu Tajemnic.
[Wizerunek, tekst, cytaty – to wszystko tak pasuje, tworząc obraz kogoś, kto może fascynować, a jednocześnie przerażać i wzbudzać skrajne emocje. Ja natomiast podziwiam, że Rookwoodowi udało się zebrać tyle informacji i to w samym ministerstwie...
OdpowiedzUsuńGdybyście mieli ochotę na wątek, to zapraszamy do Cecilii. Może akurat uda się wymyślić coś fajnego! :3 Poza tym życzę duuużo weny i samych wciągających wątków!]
Cecilia Moody
Cześć!
OdpowiedzUsuńZdjęcie ma coś w sobie, elektryzująco-przyciągające spojrzenie wizerunkowego Pana nie pozwala odwrócić wzroku. Nie wiem, czy uda się mu dogadać z którąś z moich obecnych postaci, ale jeśli uznasz, że powiązanie czy wątek miałoby tutaj prawo bytu to zapraszam do siebie :) Miłej niedzieli i dużo, dużo weny.
Syriusz && Narcyza
— Powinnaś sobie darować, Moody. — Alexander White spogląda w jej stronę i wzdycha cicho, może z drżeniem irytacji. Przygląda się ciemnym włosom, które zostały niechlujnie zebrane w kitkę, sunie spojrzeniem po jasnej twarzy i cieniach pod oczami – te wydają się niemal żywe, gdy Cecilia Moody decyduje się oderwać wzrok od papierów. Jasne, przeszywające oczy wydają się tak głębokie jak czarna dziura, pochłaniają wszelkie światło – dwa świecidełka ozdobione wachlarzem gęstych, czarnych rzęs. Spojrzenie Bazyliszka, które zamienia w kamień.
OdpowiedzUsuń— Chcę z nim tylko porozmawiać — odpowiada. Niewinny ton głosu wydaje się czymś przyjemnym, ale Alexander White wie, że to tylko pozory. Cecilia Moody zbudowana była z paradoksów, ciszy i kłamstw, a to wszystko łączyło się z pracoholizmem i dziwną obsesją.
— Z Augustusem Rookwoodem? Z tym Rookwoodem? — White uśmiecha się kpiąco. — Myślałem, że się już nie przyjaźnicie.
Cecilia zerka w stronę mężczyzny siedzącego naprzeciwko. Łapie powietrze przez kusząco rozchylone usta, a potem jej oczy stają się większe, dominujące, niemal tak przezroczyste i kruche jak sople lodu.
— Myślenie — zaczyna mówić, podnosząc się z miejsca — nigdy nie było twoją mocną stroną.
Małe mieszkanko wydaje się puste. Nie ma tutaj niczego więcej oprócz podstawowego wyposażenia. Żadnych zdjęć, obrazów ani bibelotów, które mogłyby obnażyć naturę Cecilii Moody. Ciasny salon z balkonem, biało-czarna kuchnia, w której rzadko się gotuje, sypialnia i łazienka z wanną. Zamykała całą swoją egzystencję w tych ścianach i być może czuła się tak samo pusta – tak samo jałowa, pozbawiona kolorów.
Zanurzona w gorącej wodzie, z włosami schowanymi pod ręcznikiem, z papierosem w ustach wygląda jak postać, którą namalował nowoczesny artysta. Kobieta myśląca, niedostępna, skryta, choć tak naprawdę Cecilia wcale nie czuła się w ten sposób. Budowanie murów wokół siebie bywało męczące, a teraz, gdy skryła się przed obcym wzrokiem, pozwoliła sobie nieco odpuścić. Jest zmęczona, nawracająca migrena bywa zabójcza, a lewy bark czasem wciąż pobolewa – w całym tym swoim jestestwie jest dość żałosna, zagubiona i przeraźliwie samotna.
Zerka w stronę akt Rookwooda, które zdobyła tylko i wyłącznie przez to, że umiała wykorzystać plastyczność języka i urodę – ta kombinacja pięknych, czarujących słówek, które padały z miękkich ust, bywała iście zwodnicza, nieco trująca, zostawiająca po sobie niedosyt. Cecilia jednak stawiała granice, balansowała, czasem niebezpiecznie pochylając się w stronę zatracenia, autodestrukcji.
Przygotowanie się do spotkania z Rookwoodem zaczyna od zrobienia delikatnego makijażu, który ma podkreślić jej oczy i usta – czerwona szminka idealne podbija miękkość warg. Czarny tusz do rzęs idealne je wydłuża, wyglądają niemal jak jadowite węże. Wybiera ciemne, garniturowe spodnie z wysokim stanem, wkłada krwisty – pasujący do ust – sweterek, stopy wpycha w wygodne koturny. Te dodają Cecilii kilku dodatkowych centymetrów.
Nie do końca wie, czego się spodziewać. Ma jednak świadomość, że nie będzie to łatwa rozmowa – nie, gdy czuła palący wstyd i bolesną złość, myśląc o tym, że Rookwood ją wykorzystał i że zrobił to tak łatwo, tak delikatnie, jakby bawił się każdym słowem, każdym gestem, tworząc iluzję i karmiąc ją kłamstwem, które najlepiej działało, kiedy opierało się o część prawdy. Zastanawia się, czy ta dziwna sympatia, w której się znalazła, to okazywanie sobie minimalnego szacunku, te rozmowy i uśmiechy – czy pod tym wszystkim kryła się pogarda dla tego, kim była? Obrzydliwym mieszańcem, który powinien umrzeć? Nigdy wcześniej nie wyczuła, by Rookwood się dystansował i nie zauważyła, by widział w niej to, co żałosne, ale to wcale nie oznaczało, że tak nie było. Kłamca, manipulant, dyrygent, który kazał jej grać wedle stworzonej przez siebie melodii – lalkarz, który pociągał kolejno za sznureczek.
Stojąc przed drzwiami, czuje wzbierający się po jej kręgosłupie zimny dreszcz. Nie powinna obawiać się spotkania z Rookwoodem, choć nie jest w stanie przewidzieć, jak to się skończy. Chciałaby zapytać o wiele spraw, pociągnąć temat Czarnego Pana, szpiegostwa, szeptów – przede wszystkim jednak pragnie wiedzieć, jaką odegrała w tym rolę. Łudziła się, że była tylko jedną z osób, które dały się omamić, które nie dostrzegły niczego niepojącego w sylwetce młodego, charyzmatycznego mężczyzny. Być może to, co złe, kryje się w idealnych rysach, idealnych uśmiechach, idealnie dobranych słowach.
UsuńCecilia puka, doskonale wiedząc, że nie może się już wycofać. Podjęła decyzję i czas ponieść konsekwencje – nic bowiem nie było proste i jednokolorowe, a raczej krzywe, brzydkie, skomplikowane, odrażające, odcienie tańczą ze sobą i mieszają się, tworząc dziwaczną mozaikę. Czuje jak jej serce bije niespokojnie, chaotycznie – jedno uderzenie ucieka, znika, ból w skroniach staje się wyraźniejszy. Moody ma oddycha zapachem swoich agrestowych perfum, ręce głęboko chowa w kieszenie czarnego płaszcza i trzyma podbródek wyjątkowo wysoko, zupełnie jakby w ten sposób chowała się za jakąś niewidzialną tarczą.
Cecilia Moody
[Cześć! Świetna kreacja postaci, jestem pod ogromnym wrażeniem i jednocześnie żałuję, że karta taka krótka, bo aż chce się więcej! Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, wciąga i teraz to ja chcę wiedzieć wszystko o Rookwoodzie. ;)
OdpowiedzUsuńNasi panowie na pewno się znali, kiedy Regulus jeszcze należał do Śmierciożerców, może jest też szansa, że znali się w szkole? Są w podobnym wieku, to może akurat znali się (bliżej lub dalej). To rzyganie na widok krwi Regulus doskonale rozumie, zdecydowanie nie jest to najprzyjemniejszy z widoków.
Życzę Ci wspaniałej zabawy na blogu i w razie chęci, zapraszam na wątek! :)]
Regulus A. Black
[Wpadam się przywitać, bo taki cudny śmierciożerca aż się prosi, by go zmolestować o jakiś wątek. Jeśli masz ochotę coś skrobnąć z innym śmierciożercą, to zapraszam serdecznie do Morgana.
OdpowiedzUsuńA tymczasem życzę dużo weny i wątków!]
Morgan Yaxley
Cecilia Moody nie lubiła być wykorzystywana – wiązało się to z dziwnym przeświadczeniem o tym, że była słaba, krucha jak niehartowane szkło, nieprzystosowana do tego, by móc obracać się w obślizgłym, niebezpiecznym towarzystwie. Być może właśnie dlatego nie mogła pogodzić się z tym, co zrobił Rookwood – nie wiedziała nawet, czy byłaby w stanie to zaakceptować, gdyby stanęła po drugiej stronie barykady. Czym jednak kierował się Augustus, że postanowił być donosicielem?
OdpowiedzUsuńNie czekała długo, by zobaczyć Rookwooda w drzwiach. Nie wyglądał… inaczej. Nie dostrzegała niczego, co mogłaby uznać za objaw poczucia winy czy marazmu. Był tylko Augustus, który być może właśnie ubrał swoją najlepszą maskę i pokazał się w swojej najlepszej formie. Przebywanie z kłamcami i manipulatorami stawało się w pewnym momencie grą pozorów – co jest prawdą? Co fałszem? Co prowokacją?
— Nie aż tak, bo gdybym odjebała się jak szczur na otwarcie kanału, pewnie przyszłabym tutaj w jakiejś sukience. Co do makijażu… to chyba powinieneś być przyzwyczajony. Myślałam, że lubisz czerwień. — Uśmiechnęła się pod nosem, a jej podkreślone szkarłatem usta ułożyły się ładnie, nieco prowokująco.
Nie czuła się urażona, bo doskonale wiedziała, jak zgryźliwy potrafił być Rookwood. Pewnie dlatego polubiła wykreowaną przez niego postać, nie mając pojęcia, czy cokolwiek, co powiedział i zrobił, było prawdziwe, a może jedynie grał, pozwalając jej wierzyć, że nie jest pionkiem w jego grze.
Przekroczyła próg w momencie, w którym czarodziej dał jej szansę. Nie miała pojęcia, czy robił to dlatego, że chciał powtórzyć jej to wszystko, co już mówił innym, czy może będzie bardziej szczery. Przesłuchania bywały dość nużące, tematy powielały się codziennie, chwytało się za słówka – nie było nic gorszego niż podchwytliwe pytania, które zadawano w jednym celu.
Rozejrzała się wokół. Nigdy tutaj nie była, nie ośmielając się aż tak spoufalać z Rookwoodem, choć nie wiedziała, czy nie jest za późno, by z całą pewnością stwierdzić, że była jedynie jego znajomą z pracy.
— Chciałam porozmawiać — odezwała się, zdejmując płaszcz, który teraz trzymała w rękach. Zacisnęła nieco palce, wbijając ładne, pomalowane czarnym lakierem paznokcie w materiał. — Naprawdę porozmawiać. Bez masek, bez kłamstw i bez kazania mi się zamknąć.
Odwróciła się w stronę Rookwooda, pozwalając poczuć sobie dziwny niepokój. Znalazła się w domu szpiega, choć była to jej osobista decyzja, podyktowana samolubnym zrozumieniem tego, jak dała się podejść, jak zaufała komuś, komu nigdy nie powinna. Czy powinna się obawiać tego, że Rookwood sięgnie po różdżkę? Czy ryzykowałby starcie? Nie była pewna.
— Dlaczego mnie nie zabiłeś, gdy miałeś okazję? Dla informacji? Dlatego, że musiałbyś odpowiadać za kolejne morderstwo? Raczej wątpię, że powstrzymywałeś się od tego z czystej sympatii, skoro oboje wiemy o twoich… poglądach.
Nigdy nie interesowała się tym, co myślał Rookwood w kwestii tej czarodziejskiej zawieruchy. Raczej przyjmowała narrację, że działa na rzecz Ministerstwa, ale kiedy to wszystko się wydało, a ona zrozumiała, że została wykorzystana, przez moment pragnęła jedynie, by Augustus zgnił w Azkabanie. Tak się jednak nie stało, a on wciąż miał pracę w Departamencie Tajemnic.
Przyglądała się uważnie jego postawie, wodziła wzrokiem po twarzy i ramionach, próbując wyczytać coś z mowy ciała, choć przy Rookwoodzie nie była pewna nawet tego, co aktualnie widziała. Może to był jego talent? Wprowadzał obserwatora w błąd, by poddać się zwodniczej manipulacji.
Usuń— Mogę zapalić? — zapytała, sięgając po paczkę papierosów. Nie wiedziała, czy Rookwood palił w domu i czy nie będzie przeszkadzać mu dym oraz zapach, który osiądzie wszędzie wokół. Poza tym wciąż nie była pewna, czego się spodziewać, a nie chciała, żeby całe to spotkanie było jedną wielką grą czy manipulacją.
Przyszła tutaj po to, by jakoś się rozgrzeszyć i zaakceptować własną głupotę; to, że niczego nie zauważyła, to, że rozmawiając z Rookwoodem, była ślepa. Czy jednak Augustus był w stanie jej to dać?
Cecilia Moody
Może gdyby wiedziała, że od samego początku była wykorzystywana, wszystko uderzyłoby w nią inaczej. Może pogodziłaby się z tą rolą i zaakceptowała to, w pokręcony sposób tłumacząc sobie każdy ruch Rookwooda.
OdpowiedzUsuń— Strzelałam z tą czerwienią — stwierdziła lekko, zerkając w jego stronę. — Ale to być może jedyna rzecz, o której wiem, a która jest prawdziwa. Co jeszcze lubisz, Augustus?
Wiedziała, że powinna ruszyć dalej. Ale trwała w tej cholernej wojence, która się skończyła. Czarny Pan zniknął, procesy już się odbyły – a ona? Wciąż taka sama, wciąż w gorącej wodzie kąpana, wciąż chcąca czegoś więcej. Zupełnie jakby siedząca w niej bestia nigdy nie była nasycona.
Przewróciła oczami, uśmiechając się mimowolnie pod nosem. Zdenerwowany Augustus nie był kimś, kogo chciałoby się spotkać. Wtedy jej się oberwało i wyciągnęła z tego pewien związek – Rookwood umiał naprawdę głośno krzyczeć, a krzyk ten był ostrzejszy od wszystkich przekleństw.
Rzuciła w jego stronę niemal mordercze spojrzenie, gdy z jego ust padło to zdrobnienie, które ani trochę jej się nie podobało. Nie wiedziała, dlaczego Augustus tak bardzo starał się je przeforsować, ale przynajmniej musiał się wysilić, żeby je wypowiedzieć.
— Tylko kawa, czarna, bez cukru. — Wbijała w jego sylwetkę uważane spojrzenie, czekając, aż jej odpowie, aż jakoś zareaguje i obnaży się z tym swoim podwójnym życiem. Dlaczego zdecydował się zostać szpiegiem? Dlaczego to zrobił? Czy w ten sposób nie chciał się wychylać, a być jedynie handlarzem informacji? Co działo się w jego głowie?
— Nie wiem, po jaką cholerę miałbyś mnie zabijać, ale to nie byłby problem, prawda? Ludzkie życie nie jest aż tak cenne, by nie usunąć kogoś, kto przeszkadza w drodze do celu. Miałam szczęście, że nie byłam czymś, co chcesz usunąć?
Uśmiechnęła się nieco kpiąco, słysząc, że to przeszłość.
— Mhm, więc teraz, po tym wszystkim, co planujesz? Znaleźć żonę lub męża, posadzić drzewo, założyć rodzinę? Udawać, że to wszystko nie miało miejsca?
W jakiś sposób zaczęła mu zazdrość tego, że odciął się od tego wszystkiego, że ruszył dalej i nawet jeśli nic nie było w porządku, to Cecilia wiedziała, że wciąż pracował, istniał. I chciał żyć.
Spięła się, gdy Rookwood wykonał ruch i sięgnął po różdżkę. Spodziewała się, że zaraz oberwie jakimś zaklęciem i że pobrudzi podłogę w jego salonie swoją krwią. Próbowała zachować spokój – zatrzymać palce, które chciały sięgnąć po broń, dlatego zawinęła kosmyk włosów za ucho i zbliżyła się do okna. Złapała paczkę papierosów i odpaliła jednego z nich, pozwalając, by dym otoczył jej twarz, tworząc szarą chmurę, w której jej rysy nieco się rozlewały.
— Chyba jestem zazdrosna — odezwała się, spoglądając w stronę Rookwooda dużymi, błyszczącymi jak lód oczami. — Zazdrosna o to, że nie myślisz o tym, co zrobiłeś i że wiesz, że to wszystko się skończyło. Zostawiłeś wojnę za sobą…
Przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Od czoła, przez nos i policzek, po usta, brodę i szyję. Rookwood nie przypominał czarnego charakteru – kto więc ośmieliłby się pomyśleć, że jest szpiegiem?
— Skoro bawisz się w normalność, to powinieneś jednak zrobić tę kawę i postawić ciasto. Najlepiej domowej roboty — dodała nieco przekornie. — I wybacz, jestem gównianą gościnią. Nie wzięłam nic ze sobą.
UsuńSpojrzała przez okno i pochyliła się, by oprzeć łokcie o parapet. Przez moment wsłuchiwała się jedynie w swój niespokojny oddech i próbowała zignorować budujący się w skroniach ból. Być może powinna lepiej przygotować się do tej rozmowy i docisnąć Rookwooda, wyrzucić mu, że był pieprzoną zdrajcą i że powinien gnić w Azkabanie, a mimo to wcale tego nie zrobiła. Nie wiedziała, czy to przez jakąś pokręconą sympatię, czy może przez to, że Augustus Rookwood wydawał się jednym ze śmierciożerców, którego nie chciała zabić, przynajmniej nie bezpośrednio.
— Czy kiedykolwiek musiałeś powstrzymywać wstręt, gdy rozmawialiśmy? Robisz to teraz? — zapytała nagle, może zbyt gwałtownie, w ogóle nie myśląc o tym, co może usłyszeć i jakie to będzie miało konsekwencje. Wiedziała, że Rookwood domyślał się, że nawiązywała do tej chorej ideologii czystości krwi, tylko że w tym wszystkim nie do końca umiała określić, co o tym myślał Augustus, a może to nie miało znaczenia?
Może próbowała w ten sposób podbudować własne ego i dojść do tego, czy przez te wszystkie rozmowy i gesty Rookwood zdążył zaakceptować to, kim była, polubić to, czego nie dało się darzyć sympatią; ten trudny charakter, tę gwałtowność, czy może jedyne, co tolerował, to jedynie kolor jej ust. Czerwień była w końcu wyjątkowa, piękna, nieoczywista, przyjmowała wiele ról i znaczeń.
A może wystarczyłoby sobie po prostu odpuścić? To przeszłość – czy na pewno? Cecilia nie umiała tego określić, dlatego tutaj była, to dlatego pojawiła się w domu Augustusa Rookwooda, nie wiedząc, czego od niego właściwie oczekiwała.
Cyśka
[Strategia na bycie biednym, niewinnym misiem najlepsza i najlepiej działa! ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wąteczek to ja z przyjemnością przygarnę każdą możliwą relację, bo marzy mi się napisać coś między eks śmierciożercami. Nasi panowie mogą się znać dość dobrze, albo słabo, mogli współpracować dawniej lub zaczęli obecnie, bo trzeba jakoś sobie ułożyć życie, a znajomości z kolegą z Ameryki przydatne, mogą się hejtować za zdradę i wyparcie się Czarnego Pana, chociaż skoro strategię mają podobną to sądzę, że prędzej by się wspierali w teatrzyku bycia niewiniątkami. Można wpakować ich w jakieś problemy, pobawić się w uciszenie paru niewygodnych faktów o sobie. Generalnie jestem otwarta na wszystko, chętnie też spełniam wątkowe marzenia (no, może z paroma wyjątkami ;)), więc jeśli masz jakiś pomysł, który chcesz zrealizować to zapraszam. Możemy zrobić sobie burzę mózgów na mailu!]
Morgan Yaxley
Być może była lekką histeryczką lub po prostu wariatką. Wszystkie idee w jej głowie obijały się o siebie, łączyły z dziwnym poczuciem zrobienia czegoś ważnego, dobrego, choć przecież wiedziała, że to egoistyczne. Histeryczka, wariatka, egoistka – czy dało się lepiej opisać Cecilię Moody?
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się pod nosem, słysząc jego irytację. Było w tym coś znajomego, choć Cecilia obawiała się, że zamiast zaklęciem, oberwie czymś innym, byleby tylko się zamknęła. Miała ochotę przewrócić oczami, ale nie zrobiła tego – po prostu patrzyła jak Rookwood stanął przy kuchence. Ten brutalny gest świadczył jedynie o tym, że go irytowała i to w jakiś pokręcony sposób ją uspokajało; to, że Rookwood cokolwiek jeszcze czuł, nawet jeśli to tylko poirytowanie jej gadaniem i głupotą. Lepiej było widzieć jakąkolwiek emocję niż statyczny obraz człowieka, który dostosowywał się do danej sytuacji.
— Przyszłam tutaj po to, bo nie mogę znieść tego, że mnie wykorzystałeś, chociaż nie, nie mogę znieść tego, że niczego nie zauważyłam — stwierdziła szczerze, wyrzucając papierosa przez okno. Zaczesała swoje czarne włosy w tył i spojrzała Rookwoodowi w twarz, nie obawiając się tego, że jego oczy pociemniały. Już nie raz je takie widziała; ciemniejsze, bardziej ostre, inne, czasem zupełnie niepodobne.
— Nie wiem, myślałam, że porozmawiamy… — Wzruszyła lekko ramieniem, a potem zamknęła okno. — Może liczyłam, że będziesz ze mną szczery i że powiesz mi coś, co będzie znaczące, ale skoro wiem już, że tego nie otrzymam, to równie dobrze możemy wrócić do tego, co było.
Cecilii chodziło o beznamiętne mijanie się gdzieś w Ministerstwie, bez spojrzeń, bez oczekiwań, bez dziwnego żalu, który pielęgnowała w sobie od jakiegoś czasu. Chyba miała za duże oczekiwania, sądząc, że czegokolwiek się dowie. Poza tym charakter Rookwooda niczego nie ułatwiał i cała ta rozmowa przypominała łapanie jeża.
— O ciebie? — Uśmiechnęła się mimowolnie i potrząsnęła głową. — Jestem zazdrosna tylko o to, że robisz swoje i nie myślisz o tym wszystkim, a może myślisz, ale masz to gdzieś i wcale nie chcesz tego rozgrzebywać, bo tak jest łatwiej. Zakopać i zapomnieć.
Nie miała pojęcia, dlaczego chciała uzyskać cokolwiek od Rookwooda, skoro doskonale wiedziała, że nie dowie się niczego. Ani tego, czy faktycznie czuł do niej wstręt, ani tego, jak wiele od niej wyciągnął. Może gdyby był tylko jednym ze zdrajców, który uniknął większego wyroku, nigdy by się tutaj nie pojawiła. Nie znaliby się i Moody znów miałaby pretensje do decyzji sędziego, ale koniec końców musiałaby zacisnąć zęby.
Westchnęła cicho, coraz bardziej czując, że to był błąd. Przyjście tutaj i rozmowa z Rookwoodem – równie dobrze mogłaby przeprowadzić ten dialog w głowie, opierając się o to, co zdążyła już usłyszeć od mężczyzny. Niczego się nie dowiedziała, Augustus nie próbował nawet podjąć tematu, a ona miała wrażenie, że to wszystko było bezsensowne i że właściwie znalazła się w jego domu tylko dlatego, że była histeryczką i wariatką. O wiele bardziej wolałaby wiedzieć cokolwiek. Nawet to, że Rookwood nią gardził i miał za totalną idiotkę.
Być może powinna teraz wyjść i trzasnąć drzwiami, ale nie ruszyła się z miejsca. Po prostu sterczała przy oknie, zupełnie jakby była okurzonym bibelotem, o którym się zapomniało. Czasem tak się czuła, choć teraz, gdy doskonale wiedziała o tym, że Rookwood ma jej dość, nie umiała z całą pewnością przyznać, że jest tylko rzeczą. Rzeczy nie wyzwalały żadnych emocji.
Cyśka