I would've stayed on my knees
And I damn sure never would've danced with the devil
at nineteen
12 listopad 1979
Delikatnie chwyta w palce jej nadgarstek, a usta słodko muskają jej opuszki, środek dłoni, by powoli całować kolejne centymetry zaognionego znaku na jej przedramieniu. Szepcze czułe słowa, o tym jak ważna jest jej rola, choć ona sama nie potrafi tego dostrzec przez pryzmat codziennych zmagań. Widmo zbyt szybko zbliżających się kolejnych miesięcy rozłąki nie pozwala w pełni cieszyć się wspólną kąpielą i ciepłem jego ciała. Myślami już teraz znów jest w rodzinnej rezydencji, znów musi nosić maskę obojętności. Znów musi udawać rozbawioną, obserwując sceny, które przyprawiają ją o mdłości.
"Nie będę w stanie wytrzymać już tego dużo dłużej," szepcze z wzrokiem utkwionym w leniwych zmarszczkach na otulającej ich wodzie. Wciąż ma jeszcze resztki energii, które gotowa jest wykorzystać, jednak od miesięcy działa na oparach. Każdy dzień jest obawą, że przez przypadek odsłoni swoje intencje w samej paszczy lwa. Tygodnie rozłąki to nieustanny lęk, czy gdy już uda jej się wymknąć na kilka dni, chociażby godzin, to wciąż będzie miała do czego wracać. Już od dawna ma dość życia obietnicą lepszego jutra, a narastające oskarżenia ze strony Zakonu, tylko utwierdzają ją w przekonaniu, że to wszystko nie ma sensu. "Proszę, wyjedźmy stąd. Za miesiąc czy za pół roku, nieważne. Nie mogę ciągnąć tak w nieskończoność."
"Wyjedziemy," obiecuje, choć to tylko puste słowa mające ukoić roztrzęsioną dziewczynę w jego ramionach. "Jeśli wojna nie skończy się do wiosny, wyjedziemy gdzieś daleko i rzucimy to wszystko w cholerę." Przyciąga ją bliżej, wtulając nos w jej mokre włosy. W głębi duszy wie, że to kłamstwo, że choć łamie mu się serce widząc ją w takim stanie, to nie będzie w stanie odwrócić się od walki. Nie porzuci swoich przyjaciół i do końca będzie wierzył, że obietnica lepszego jutra jest wystarczająca.
[No cześć!
OdpowiedzUsuńJa to zawsze mam problem z wątkami damsko-damskimi, ale nie mogę sobie odpuścić i Cię pomęczyć. :D
Pomyślałam, że nasze panie mogłyby się znać... w sumie to wpadłam na pomysł, żeby były podejrzenia, że Ami może kręci coś z tymi śmierciożercami i Cece by miała to sprawdzić. ZNOWU. Może mogłyby się spotkać tak luźno? Cecia nieco zmęczona tym, że ciągle podejrzewają Ami i ma takie, że niech jej po prostu Ami powie, co robiła i z kim.]
Cecilia Moody
[Tonksia! <3 Widzę znajomy nick to aż wpadam się przywitać!
OdpowiedzUsuńAmanita jest cudownie smutną postacią, bardzo podoba mi się klimat karty. Jak masz ją ochotę jeszcze trochę pomęczyć to zapraszam do nas, może coś fajnego wymyślimy.
A tymczasem przesyłam wirtualne uściski i życzenia ogromu weny i wątków! <3]
Morgan Yaxley
Może powinna się zapowiedzieć lub zrobić cokolwiek, by skontaktować się z Amanitą. W końcu nie chodziło o nic naglącego, być może trochę poważnego, ale nie tak, by pojawiać się tak po prostu, w jakiś dziwacznym amoku, prowadzona wewnętrznym niepokojem, obsesją.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę jedynie obserwuje to zwyczajne życie, które wydaje się dość… nudne. Tak inne od tego, co jeszcze jakiś czas temu się działo. Ten spokój wprawia Cecilię w dziwny nastrój – zupełnie jakby nie była przyzwyczajona do ciszy i tego, że w końcu może wziąć oddech, zakotwiczyć się w określonym momencie.
Zaciąga się papierosem, który smakuje wyjątkowo dobrze. Cicha, dymna śmierć przedziera się do jej płuc, wsiąka we włosy i osiada wokół. Dzisiaj jest wyjątkowo mglisty dzień – dlaczego zdecydowała się tutaj przybyć? Czy powinna to robić?
Amanita pragnęła odpocząć, zaszyć się gdzieś, pewnie odetchnąć, a Cecilia Moody bezczelnie chciała pojawić się w jej życiu, rozwalić wszystko, podnieść huragan, a potem? Zostawiłaby za sobą ten syf? Wzdycha ciężko. Stoi nieopodal chaty i czeka – Cecilia nie do końca wie, czego oczekuje i czy tak naprawdę chce spotkać się z Amanitą. Obawia się, że to początek czegoś tragicznego w skutkach. Nie ma pojęcia, co o tym myśleć, ale czy powinna się przejmować? Chodziło w końcu o wyższe dobro, przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
Kończy palić papierosa, pozwalając, by wiatr bawił się jej czarnymi, długimi włosami. Przez moment ma zamknięte oczy – nie może się zdecydować, czy wykonać ruch. Doskonale wiedziała, co takiego mówiła Shafiq podczas przesłuchań, a było ich sporo. Zapis rozmów, ciągłe mielenie tego samego tematu, aż w końcu, gdy uznano, że w słowach nie kryje się nic więcej, zawieszono cały proces.
Teraz Shafiq mieszkała w uroczej chatce gdzieś w Szkocji, a ona? Co ona zrobiła przez ten czas? Rozpoczęła tę swoją krucjatę przeciwko śmierciożercom, sądząc, że uda jej się dopaść każdego, że nikt jej nie umknie. Była skuteczna i uparta, może trochę w gorącej wodzie kąpana, trochę za dużo w niej było podejmowanego ryzyka, za mało umiłowania życia, które pozwolono jej zachować. Czasem jednak wolałaby być martwa, nic nie czuć, niczego nie udawać, nie robić nic – była jednak pewna, że nawet gdyby zdechła, wciąż by powtarzano jej imię. Może nawet ktoś by się pofatygował, aby bezcześcić jej grób.
Nie mogła jednak umrzeć, przynajmniej nie teraz, gdy Morgan Yaxley wciąż żył, budując swoją idealną rzeczywistość. Cholerny skurwiel, który powinien zginąć kilka lat temu.
Przeczesuje włosy i rusza w stronę chaty. Nawet jeśli Amanita niczego nie wiedziała, jeśli będzie kłamać, kręcić, to i tak dobrze było wyrwać się z Nowego Jorku. Zdecydowanie powinna pomyśleć o jakiś wakacjach – oderwać się od tego wszystkiego, rzucić to w cholerę i upijać się, a potem flirtować bez żadnych wyrzutów, bez szyderczego śmiechu w głowie, który sugerował, że marnuje czas, że jest wyjątkowo żałosna w tej swojej wojence przeciwko śmierciożercom.
Puka, stojąc przy drzwiach. Trzyma w ręce papierową torbę z winem – słodkie, drogie, idealne, by móc opróżnić butelkę ze starą znajomą. Być może była to tylko łapówka, miły gest, który ma przysłonić powód jej wizyty. Cecilia nie do końca umiała to ocenić.
— Wybacz, że tak bez uprzedzenia, Ami — odzywa się, gdy Shafiq staje w drzwiach. Uśmiecha się delikatnie, a czerwone usta wydają się teraz pełniejsze. — Ale dawno się nie widziałyśmy. Mogę?
Nie chce się wpraszać, więc wystarczyłby gest, żeby Moody się wycofała. Dawała więc Amanicie wybór, aby zdecydowała, czy chce to wszystko zaczynać, wracać do świata, w którym żyła Cecilia, balansując gdzieś pomiędzy światem żywych a umarłych, bo ciągnący się za nią odór ciał, zemsty i słodkiej obsesji był o wiele bardziej wyraźny niż aromat jej agrestowej skóry oraz perfum.
Cecilia Moody
[Mam nadzieję, że wyszło znośnie. :D Gdyby coś było nie tak, daj mi, proszę, znać. <3]
[Hejka. ❤ Chciałam napisać mailowo, ale nie mam Twojego maila albo jestem ślepa... ;___; daję znać, że znikamy z Cyśką z bloszka, ale mam nadzieję, że szybko się jakoś spiszemy – jak nie na jakimś bloszku, to może uda nam się coś skleić indywidualnie, bo coś gubimy te wątki. xD]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Cześć Tonksia, może mnie jeszcze pamiętasz, kiedyś pisałyśmy sobie razem tu i tam, jak jeszcze widniałam na blogach jako Vee.
UsuńKarta super, pani super, a ja oczywiście wychodzę tu z propozycją wątku i może nawet miałabym na niego jakiś pomysł, jakbyś była zainteresowana <3]
Nadzieja