They treat me like if I did something criminal.
All eyes on me, I feel like I'm a superstar.
SIRIUS BLACK THE THIRD ― UR. 3 LISTOPADA 1959. CZARODZIEJ CZYSTEJ KRWI. ABSOLWENT DOMU GRYFA. WIELKIE CZARNE PSISKO W RODZINIE BLACKÓW. STARSZY BRAT REGULUSA. UKOCHANY OJCIEC CHRZESTNY HARRY'EGO. JEDEN Z OWIANYCH ZŁĄ SŁAWĄ HUNCWOTÓW. CZŁONEK ZAKONU FENIKSA. AUROR OD SIEDMIU BOLEŚCI. LOVE-HATE RELATIONSHIP Z MUGOLSKIMI ŚRODKAMI PRZECIWBÓLOWYMI. NIE POGARDZI DOBRYM, MOCNYM TRUNKIEM. GENERALNIE KRĘTACZ, ZAKAŁA I MIERNOTA. LUNA && JERRY. DEMISEKSUALNY. BOGINEM MARTWY BRAT, PATRONUSEM WILK. RÓŻDŻKA: GIĘTKA, 13 CALI, WYKONANA Z DRZEWA SOSNOWEGO, ZAWIERAJĄCA ŁUSKĘ WYWERNY I POKRYTA W CAŁOŚCI RUNAMI.PLAYLISTA.SZNURKI.
No pain inside, you're like perfection.
But how do I feel this good sober?
Siarczysty policzek wymierzony przez matkę sprawił, że zatoczył się, jak ćma żmudnie trzepiąca się w szklanym kloszu nocnej lampki. Piekący ból po uderzeniu był niczym w porównaniu do tego, który momentalnie wgryzł się w sam środek jego duszy.
"Zejdź mi z oczu. I najlepiej nigdy nie wracaj." Głos matki skojarzył mu się z nieugiętym lodowcem. Jeszcze nigdy nie słyszał, by do kogokolwiek zwróciła się w podobny sposób.
"Matko..."
"Nie nazywaj mnie tak. Odbieram ci to prawo, Syriuszu. Właśnie teraz."
Łzy cisnęły się do jego oczu równie uparcie, co cięta riposta na wciśnięty w tył zębów język. Powstrzymał się jednak. Zamiast tego przełknął głośno ślinę, a potem bardzo powoli skinął głową, jak gdyby chciał ofiarować kobiecie szansę na zmianę zdania. Wiedział, że tak się nie stanie - zbyt dobrze znał osobę stojącą na przeciwko niego. A mimo to, gdzieś na samym dnie, tliła się jeszcze cicha nadzieja. Cóż - nie bez powodu nazywana była matką głupich.
"Oczywiście, Pani Black. Jak sobie Pani życzy." Młody mężczyzna ukłonił się nisko, po czym odwrócił na pięcie pragnąc jak najszybciej wydostać się z pułapki, którą jeszcze parę minut wcześniej nazywał swoim domem.
W pośpiechu chwycił za sportową torbę kupioną kiedyś na mugolskim targu - mimo, że lata świetności miała dawno za sobą, wydawała mu się najlepszą opcją do szybkiej wyprowadzki. Podręczniki, butelka wody, paczka papierosów. Wszystko to upchnął jakoś w środku i zarzucił ją na ramię. Zbiegając po schodach, użył całej swojej siły, by nie nawiązać kontaktu wzrokowego z młodszym bratem, który na pewno próbowałby go zatrzymać. Nie było już odwrotu. Nie tym razem.
AUTORSKA PAPLANINA: Cześć :) Luniaczka już mamy, to jeszcze Roguś i Glizdek by się przydali. W sprawie wątków/powiązań najlepiej posłać sówkę na xlonelyisthemusex@gmail.com.
Niedawno rozpoczęty staż w Hogwarcie dał Lupinowi stabilność, której potrzebował. Powoli zaczął oswajać się z rutyną, jakiej wymagało od niego chodzenie na zajęcia, choć tym razem w innej roli. Dziwnie czuł się jako ten, do którego mówiono proszę pana, choć był zaledwie kilka lat starszy od siódmoklasistów. Wyglądał jednak i czuł się o wiele starzej, ciągle trawiony bólem przemian w każdą pełnię i wciąż żywą wizją wojny, podczas której bezpowrotnie stracił wielu znajomych, walczących dzielnie do ostatnich chwil po stronie dobra. Widział na sobie ich wzrok, pełen zaciekawienia, ale z pewną niechęcią odpowiadał na niewygodne, dociekliwe pytania, które zadawali. Nie czuł się do końca na siłach rozmawiać o wszystkim co przeszedł, ale niekiedy zmuszał się do tego, by uświadomić nastolatków jak poważne konsekwencje mogą mieć ich decyzje. Nie tylko dla nich samych, ale również (a może przede wszystkim) dla ich bliskich.
OdpowiedzUsuńCzasami był tym wszystkim przytłoczony i z utęsknieniem wyczekiwał na weekend. Kiedy ten wreszcie nadchodził, Remus najczęściej zaszywał się w bibliotece albo szwendał się po barach do późna. Nie szukał towarzystwa do szklanki; zawsze siadał w kącie, plecami do reszty, cichy i nieobecny, zauważany tylko przez osobę stojącą za barem, kiedy zamawiał następną kolejkę ognistej whisky.
W sobotni wieczór przekroczył próg Gospody pod Świńskim Łbem. Na dworze było chłodno, ponuro i mżyło. Wiatr poruszył zniszczonym szyldem, przez co ten zaskrzypiał przeraźliwie, gdy Remus przekroczył próg lokalu. Smród alkoholu, brudu i dymu już od wejścia uderzył w wyczulone na zapachy nozdrza wilkołaka. Unikał kontaktu wzrokowego z innymi klientami gospody. Nic dziwnego, że nie zwrócił uwagi na postać leżącą pod jedną z ciemnych ścian. Lupin zamknął za sobą drzwi, ale ledwie zdążył zdjąć z siebie długi, czarny płaszcz, do jego uszu dobiegł znajomy głos i dźwięk zbliżających się kroków. Strach go sparaliżował, odruchowo zdębiał, napiął mięśnie i wytrzeszczył oczy, nie wiedząc czego ma się spodziewać. Awantury, siarczystego policzka…?
Wstrzymał powietrze, mając wrażenie, że mocno bijące serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Obserwował jak Syriusz zbliża się do niego chwiejnym, choć całkiem pewnym siebie krokiem. Nie było już odwrotu, za późno na ucieczkę, za chwilę…
Uścisk. I coś we wnętrzu Remusa rozlało się gorącą falą, poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Zacisnął palce na drewnianej lasce, która stała się jego stałym atrybutem, zwłaszcza w tygodnie poprzedzające pełnie. Wolną ręką po chwili zawahania objął Syriusza w pasie. Oparł podbródek na jego ramieniu, z chciwością wdychając znajomy zapach. Zamknął oczy, przez krótką chwilę rozkoszując się tym uczuciem.
UsuńNie spodziewał się takiego powitania. Dobrze było znowu zobaczyć Syriusza, poczuć jego dotyk i zapach; wszystko co trzymało go przy zdrowych zmysłach w tych najtrudniejszych momentach życia. Kiedy spojrzeli sobie w oczy, radość zastąpiły ogromne wyrzuty sumienia i wstyd. Nagle pożałował, że jedyne na co się zdobył to tchórzliwy list. Powinien powiedzieć mu wszystko twarzą w twarz, ale rok temu zabrakło mu do tego odwagi. Jemu, który przeżył atak Fenrira Greybacka, wojnę i mnóstwo mniejszych kłód, jakie los rzucił mu pod nogi.
Spuścił wzrok jak zbity pies, jakby nie umiał patrzeć mu przez to w oczy, ale tylko na moment. Zbyt mocno chciał upewnić się o tym, że Black naprawdę tu był, że to nie żadne złudzenie.
— Nie sądzisz, że tobie już wystarczy? — zapytał z troską, ściągając brwi.
Westchnął ciężko, trochę zakłopotany tym, jakie zamieszanie zrobili swoim nieoczekiwanym spotkaniem. Podrapał się po zesztywniałym karku, próbując rozładować napięcie. Odchrząknął cicho i złapał Blacka za rękaw, ciągnąc go ze sobą w stronę chybotliwego stolika, który znajdował się zaraz przy kominku. Rzucił swój płaszcz na oparcie jednego z krzeseł i oparł o niego drewnianą laskę. Usiadł naprzeciwko Syriusza i przeczesał jasne loki w nerwowym odruchu.
— Dobrze się czujesz? — mruknął, mając wrażenie, że Black tego dnia nie wylewał za kołnierz i nazajutrz mocno odczuje skutki tej hulanki. — Nie jesteś na mnie zły? — zapytał po chwili ciszy.
Moony